sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział szósty.

Lilianna
Czerwona walizka leży otwarta na łóżku, a ja ciągle dorzucam do niej coś nowego. Nie zdziwi mnie kompletnie jak nie będę mogła jej zamknąć, bo to już chyba jest wpisane w geny walizki, że nigdy nie chce współpracować gdy tego potrzeba. Z pokoju obok słyszę donośny śmiech Dawida i pasmo przekleństw Krzyśka, któremu Kubacki zwędził najnowszą paczkę bokserek i włożył do zamrażarki, a teraz biedny Biegun wyrywa sobie włosy z głowy. Mogłabym mu powiedzieć co takiego stało się z jego nowymi rajtkami, ale Dawid obiecał mi, że na wakacjach będzie płacił  mi za każdą możliwą rzecz. I chyba nie ma dla kobiety lepszego i mocniejszego argumentu niż to, że facet sam z własnej woli będzie za nią płacił. 
- Lilka... - w drzwiach staje zakłopotany Krzysiek i drapie się po karku. - Bo widzisz mam takie małe pytanie i.... słuchaj, nie widziałaś może takiego czerwonego pudełeczka? - mówi. Dawid staje za nim i pokazuje mi, że jak coś chlapnę to już po mnie. Kręcę więc głową, ale po chwili wpadam na pomysł zniszczenia Krzyśka. 
- A jak duże to pudełko było? - pytam, a ten po chwili odpowiada na moje pytanie i pokazuje rękoma zarys wielkości opakowania. - A co tam było? Pierścionek zaręczynowy dla twojej dziewczyny?
- Przecież wiesz, że nie mam dziewczyny. - mówi z ironią w głosie, ale nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź. 
- No to co tam było, że tak pilnie poszukujesz tego pudełka? - Dawid jest cały czerwony od tłumienia w sobie śmiechu i przez niego mi samej chce się śmiać.
- A czy to jest takie istotne? - widzę jak na jego krzysiową mordkę wpełza delikatny rumieniec. Ale dlaczego on tak bardzo się wstydzi powiedzieć, że po prostu kupił bokserki i teraz się zgubiły? - Widziałaś czy nie? 
- Bardzo istotna jest jego zawartość, bo w tym domu jest kilka czerwonych pudełek i może to któreś z nich. - odpowiadam i mrugam słodko rzęsami. - Przychodzisz do mnie i prosisz o pomoc, ale jak chcę to zrobić to ty nie chcesz współpracować... - staram się by mój głos był jak najbardziej dobijający i smutny. 
- Nosz kuźwa bokserki zgubiłem! - wybucha, uderza pięścią w ścianę i już po chwili go nie ma. Blondyn jest widocznie zaskoczony reakcją przyjaciela, ale ja też jestem w nie mniejszym szoku. Wymieniam z nim porozumiewawcze spojrzenie, gdy mijam go w drodze do kuchni. Wyjmuję z zamrażarki zimne opakowanie z bokserkami i zmierzam do pokoju Krzyśka. 
- No chyba mnie nie chcesz w to wkopać! - szept Dawida przeszywa moje lewe ucho. 
- Spokojnie blondasie. - wytykam język i wchodzę do świątyni tego drugiego. Siedzi na łóżku i gapi się w leżącą na podłodze otwartą walizkę, w którą rzucam opakowanie bokserek i nonszalancko opieram się o framugę drzwi. - Następnym razem jak kupisz mrożonki to nie wkładaj do zamrażarki wszystkiego co leży w ich zasięgu. - odpowiadam na jego jeszcze niezadane pytanie i opuszczam pokój. Kubacki jest wyraźnie zadowolony z przebiegu sytuacji, a ja... a ja uśmiecham się pod nosem i zamykam drzwi do swojego pokoju, bo chcę na spokojnie skończyć pakowanie i nastawić się psychicznie na kilka dni z Krzyśkiem, Dawidem, Bartkiem i Krzyśkiem Miętusem oraz starymi dobrymi koleżankami.

- Nie podejrzewałabym cię o to, że kiedyś będziesz z Bartkiem. - mówię do siedzącej obok Kaśki, a ta puszcza mi oczko i szeroko się uśmiecha. 
- Przyznam się, że sama bym się o to nie podejrzewała. 
- Ale wyglądacie na szczęśliwych.  - zauważam. 
- I jesteśmy. - mówi. - To oznaczy ostatnio mieliśmy kryzys, bo Bartek tak szampańsko świętował urodziny mojej mamy, że w środku nocy stanął na balkonie i zaczął krzyczeć, że jest królem lwem. Oczywiście sąsiedzi potem mieli do nas pretensje, a żeby było tego mało to żołądek Bartka też przestał z nim współpracować i cała łazienka...
- Nie kończ. -  ucinam jej w pół słowa, a ta unosi ręce w geście obronnym. - A ta cała Sylwia to coś ten tego do Kubackiego? - pytam, ale ona wzrusza ramionami. - Czyli jedna wielka niewiadoma?
- Dokładnie. Ale mam nadzieję, że przez te kilka dni się czegoś dowiemy. Chociaż... ostatnio doszła mnie plotka, że... - ucięła, widząc jak zbliża się blondas wraz z Bartkiem w naszą stronę. Kłusek od razu objął swoją dziewczynę, a Dawid usiadł swobodnie na chodniku i nie interesowało go to, że grono staruszek stojących nieopodal patrzy na niego z pogardą. Już było pewne, że teraz wezmą całą naszą grupkę na celownik i zaczną ględzić o niewychowaniu współczesnych młodych ludzi.
- O czym tak gadacie? - pyta Bartek.
- O życiu. Dawno się nie widziałyśmy, więc Kaśka zdaje mi relacje co się tutaj działo. - odpowiadam z uśmiechem.
- A o tym też jej powiedziałaś? - patrzy to na mnie to na swoją dziewczynę, a ja zauważam jej lekkie zażenowanie na twarzy. Głupio mi pytać o co chodzi, ale nie chcę by była jeszcze bardziej zaróżowiona niż teraz.
- O czym? - wtrąca się Dawid.
- O niczym. - odpowiada Bartek.
Mhm, czyli Kubacki też żyje jak zabłąkana owieczka i nie ma o niczym pojęcia. Jednakże przez myśl przechodzi mi, że może Kaśka i Bartek zostaną rodzicami, ale przecież gdyby była w ciąży to nie paliłaby chwilę temu papierosa. Oczywiście pod uwagę biorę też śmiertelną chorobę, choć wcale nie życzę tego ani jednemu ani drugiemu!
- Jedziemy? - przychodzi Biegun w towarzystwie Miętusa i jego dziewczyny oraz zastanawiającej mnie dziś Sylwii.
- Jakie składy? - pytam.
- Ja, Ty, Kubacki i Sylwia jedziemy moim samochodem, a Kłuski jadą z nimi.  - wskazuje na tulącego się do dziewczyny Krzysia.
- No to komu w drogę... - zaczyna Kubacki i podnosi się z chodnika. Chce rzucić pewnie jakąś śmieszną anegdotkę lecz natyka się na spojrzenie brunetki i w jednej chwili rezygnuje i ucieka do samochodu. Nie mam zielonego pojęcia i boję się o niego bo nie wiem jak on wytrzyma dwie godziny jazdy z nią na tylnym siedzeniu. Przecież to się woła o pomstę do nieba!

Krzysiek

- Ej, spokój! - krzyknąłem podchodząc do rozchichotanej grupki znajomych, którym zamierzałem wręczyć klucze do pokoi hotelowych, ale naszły mnie wątpliwości czy warto ich trzymać w tym hotelu czy od razu poprosić o klatkę w najbliższym zoo. Kubacki przechodzi samego siebie gdy podnosi koszulkę do góry i pokazuje naklejone futerko, a cała reszta od razu kładzie się ze śmiechu. - To śpicie w holu! - unoszę głos, a wtedy nastaje cisza.
- Krzysiek... a co ty dziś taki nie w humorze jakiś? - pyta Sylwia i szeroko się uśmiecha..
- Ja jestem bardzo w humorze, ale nie w tym momencie.
- No tak, przecież to arcyważny moment. Świat zatrzymać, bo Krzysztof Biegun ma do nas interes! - wrzeszczy blondyn.
- Mogę interesu zaraz nie mieć, ale twój tyłek odmarznie ci na tym chodniku w nocy. - posyłam mu ironiczny uśmieszek i z zamiarem oddania kluczy chcę wrócić do recepcji.
- Oj no Krzysiu stój, przecież nic nie mówię. - jęczy. - Dogadajmy się. Po co te nerwy? Ta nić nienawiści między nami? Ten czuły achillesowy punkt jakim jest nasza wieloletnia przyjaźń... - łapie się za serce i z wymalowanym na twarzy bólem recytuje coraz to nowsze określenia.
- Powiedzcie mi co on bierze, bo ja nie mam pojęcia. - mówi Kaśka i wybucha śmiechem, a reszta jej wtóruje.
- Masz klucze? - pyta Miętus.
- Nie no... Boże daj mi siłę, bo zaraz sobie strzelę w łeb...
- Ej ej, chcemy mieć wakacje a nie pogrzeb jednego głupka na górskiej hali. - niezawodny Kubacki zawsze wetnie się w rozmowę.
- A co,  ty też planujesz samobójstwo? No to ci powiem słabo, że nie stać cię na miejsce na cmentarzu i szukasz go na górskich halach. - odpowiadam na jego uwagę i wyciągam z bluzy klucze do pokoi. - Kłuski. Miętusy. - rzucam im klucze. - I teraz pytanie do was. - spoglądam na Liliannę, Sylwię i zamyślonego Kubackiego który żyje swoim światem. - Dziewczyny razem, a ja i Dawid też razem, czy parami?
- Mi to obojętne. - mówi Sylwia. - Mogę spać w pokoju z Lilką. - dodaje, a ja spoglądam na dziewczynę, która raczej nie jest zadowolona z tejże opcji.
- Lilka, a ty jak chcesz?
- Obiecywałeś mi, że będę mieć z tobą pokój.  - odpowiada patrząc mi w oczy. Chyba to mi wystarczy do zrozumienia, że mam ją uratować ze szponów Sylwii. Kiwam z uśmiechem głową, a w tym samym momencie Kubacki prawie mdleje, gdy Sylwia oznajmia, że mają razem pokój. Swoją drogą to bardzo dziwne, że Dawid się nie cieszy. Przecież po ostatniej imprezie z panną S. był tak rozanielony, że ustanowił nieoficjalny rekord Wielkiej Krokwi na treningu! - To idziemy się rozpakować i... na zakupy! - mówi wesoło.
- I co jeszcze? Idziemy łazić po górach a nie szukać promocji w sklepach. - odpowiada Krzysiek za co dostaje pstryczka w ucho od swojej dziewczyny.
- To my idziemy. Trzeba łóżko wypróbować. - rzuca Kłusek i ciągnie za rękę Kasię.
- To my też chodźmy. - mówię bez zastanowienia w stronę Lilki, a ta zabija mnie wzrokiem. - Do pokoju rzecz jasna! Żadnych łóżek nie będziemy próbować, no gdzie! - mówię szybko. Chociaż z tobą to ja mógłbym każdy mebel wypróbować... 

 Klemens 

Leżę bezwładnie na łóżku swojej narzeczonej i gapię się w sufit, bo nie mam siły na nic innego. Dzisiejszy trening dał mi mocno w kość, ale cieszę się, że teraz będzie kilka dni oddechu, bo nie mam siły wstawać skoro świt i mordować się przez cały dzień aż do późnej nocy. Mam setkę problemów na głowie i jakoś muszę się z nimi uporać. Muszę też zabrać się za szukanie garnituru ślubnego, ale jeśli ślub się nie odbędzie to w sumie jedyna strata pieniędzy. Jednakże nawet sam Olek nalega już na zakupy, bo sam chce wiedzieć jak ma wyglądać tego dnia. Dlaczego akurat Zniszczoła wybrałem na swojego świadka a nie Dawida czy Krzyśka? Sam nie wiem. Może dlatego, że moi współlokatorzy denerwują mnie niemiłosiernie i chociaż w ten jeden jedyny dzień chcę mieć kogoś odpowiedzialnego przy swoim boku. 
- Kochanie, jesteś głodny? - do pokoju wchodzi Agnieszka z małym na rękach i siada na łóżku, a Klimka sadza pomiędzy nami. Bawi się swoją ulubioną zabawką i wesoło uśmiecha. Jak bardzo chciałbym być teraz na jego miejscu... - Klemens, słuchasz mnie? 
- Nie... nie jestem głodny, ale zmęczony i to cholernie. - odpowiadam. 
- Może sprzedam małego babci i wyjdziemy do kina albo na kręgle dla wyluzowania? 
- Nie dziś. 
- Słyszę to czwarty raz z rzędu. - w jej głosie słyszę zaakcentowany wyrzut. 
- Idź choć raz na jakieś ćwiczenia czy trening i zobaczysz jak to jest żyć po całym dniu harówki! - podnoszę się z łóżka i podchodzę do okna. 
- Nie krzycz na mnie. - warczy. - Ostatnio chodzisz jak tykająca bomba. Strach się do ciebie odezwać, bo ciągle się drzesz! Nawet małego się boję z tobą zostawić, bo chodzisz tak zamyślony, że możesz o nim zapomnieć i będzie tragedia. 
- Jestem zmęczony dziewczyno! Nie mogę się wyspać, bo przecież muszę wstawać do niego w nocy. Nie mogę chwili odpocząć po treningu bo przychodzisz i się czepiasz. Nic nie mogę!
- To co ty robisz w nocy kiedy śpisz u siebie, co? - pyta i mierzy mnie spojrzeniem. I co mam powiedzieć? Że myślę o tym jak dostać rozwód przed naszym ślubem, bo inaczej może zapomnieć o moim nazwisku, białej sukni, dostępie do konta i usłanym różami życiu?  - A może ty mnie zdradzasz po prostu?
- Do reszty zgłupiałaś? Co ty chrzanisz? 
- Niby zmęczony, niby nie ma czasu, a może masz na boku jakąś kochankę i to ona tak cię męczy. 
- Nie mów o tym nikomu, bo powinnaś się wstydzić, że coś takiego przychodzi ci na myśl. - mówię. - Pracuję żebyś miała wszystko co chcesz. Ubrania, kosmetyki, wyjazdy gdzie chcesz i kiedy chcesz, teraz ślub, rachunki... ty myślisz, że ja mam czas na szukanie sobie kochanki gdy jak wół męczę się na treningach by wyrobić formę na zawody, które dadzą mi pieniądze?! 
- Nie krzycz na mnie! - krzyczy. 
- To mnie nie wkurwiaj! - trzaskam drzwiami i zbiegam schodami na dół po czym opuszczam jej dom. Na dworze zaczyna lekko pokrapywać, więc naciągam kaptur na głowę i zmierzam przed siebie. Nie mam siły..

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział piąty.

Klemens

- Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Lilianną Grabowską i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. 
- Świadoma praw i obowiązków z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Klemensem Murańką i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. 
_____________

Budzę się około piątej nad ranem i mimowolnie zerkam na śpiącą obok Agnieszkę. Jej blond włosy ułożyły się swobodnie na całej poduszce i dodają jej takiego niewinnego uroku w blasku wschodzącego słońca. Uśmiecham się pod nosem, kiedy zerkam w stronę drewnianego łóżeczka gdzie śpi mój syn. Moje największe szczęście. Moje oczko w głowie, dla którego jestem w stanie zrobić wszystko. Są dla mnie najważniejszymi osobami w życiu, ale wiem, że ich ranię. Tak bardzo jest mi z tym ciężko na sumieniu, ale cóż ja mogę? Nie mam odwagi przyznać się do tego, że już jestem żonaty i jedynie brakuje mi dziecka z moją pierwszą żoną. Agnieszka nie wybaczy mi tego do końca życia, a Klimek...może więcej mnie nie zobaczyć, gdy jego mama zabierze go na drugi koniec kraju. Ojciec w tych czasach ma mało do powiedzenia, a co mówić o żonatym ojcu..
Czuję jak łóżko delikatnie skrzypi, gdy dziewczyna przekręca się na drugi bok, a potem obejmuje mnie ramieniem i kontynuuje błogi sen. Oh, jak bardzo chciałbym być teraz takim spokojnym człowiekiem, który martwi się swoim pierwszym ślubem w życiu. Tylko, że nie jest mi dane być tym spokojnym człowiekiem, bo mam już ślub i martwię się jedynie o szybki rozwód. A co jeśli Lilka nie da mi go tak po prostu? Co jeśli.. Słyszę kwilenie dochodzące z łóżeczka, więc wysuwam się z objęć mojej narzeczonej i podchodzę do synka. Nie śpi, a jedynie patrzy na sufit i ściska misia w lewej rączce. Biorę go na ręce, okrywam kocykiem w czerwone autka i przytulam do siebie. 
- Tatuś był kiedyś strasznym idiotą, wiesz synu? - szepcę do jego uszka. - Ale teraz zrobię wszystko by tylko dać ci szczęście.. 

Lilianna

- Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Lilianną Grabowską i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. 
- Świadoma praw i obowiązków z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Klemensem Murańką i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. 

_____________

Zerkam na zegarek wskazujący godzinę piątą dwadzieścia i głośno wzdycham. Okrywam się szczelniej kołdrą, gdyż w pokoju nie panuje zbyt wielkie ciepło, a i za oknem pogoda nie wygląda najciekawiej. Niby jasno, ale jednak ciemno, szaro i ponuro. Dodatkowo po chwili zaczyna być słychać obijający się o szyby deszcz. Nawet pogoda ma ochotę płakać nad moim losem? Słyszę, że ktoś krząta się po domu, ale wiem na pewno, że nie jest to Klemens. Przecież szczęśliwy narzeczony został wczoraj na noc u swojej przyszłej żony i pewnie gruchali sobie jak dwa gołąbki o wspólnej przyszłości. Dlaczego mam ochotę rozpłakać się jak o tym myślę.. Dlaczego pieprzony Klemens siedzi mi w głowie odkąd tylko tu przyjechałam? Dlaczego tak bardzo jestem na niego wściekła i mam ochotę dać mu popalić, ale z drugiej strony hamuje mnie jedynie biedna Agnieszka i ich syn. Dziewczyna jest nic nikomu niewinna, jedynie może sobie za to, że chce wejść w związek z facetem, który ma mózg wielkości orzeszka i mota się w kłamstwach. Jest zwykłym draniem, egoistą, a jednak...jednak nie jest mi tak do końca obojętny..

Krzysiek

Nie mogłem spać przez całą noc, bo ciągle zastanawiałem się nad relacjami łączącymi Klimka i Liliannę. Nie może być tak, że ona płacze mi z jego powodu, a on chodzi nabuzowany jakby miał w tyłku cały rój szerszeni. Przyjechała do mnie na wakacje, a ja zamiast ruszyć tyłkiem i poprosić o kilka dni wolniejszych od treningów, rzucam ją w łapska Murańki i patrzę jak obydwoje się męczą. Niewiele myśląc - wstaję i udaję się do kuchni. Po pierwsze, by zrobić sobie mocną kawę, bo już i tak nie będzie mi dane spać, a po drugie postanowiłem poszukać w internecie domków do wynajęcia, żeby sprawić Lilce porządne wakacje. Bez Klimka, bez ich dziwnej relacji, bez płaczu. Siadam z kubkiem parującej y cieczy przy stoliku i przysuwam do siebie laptopa Klimka. Mój od trzech dni jest w naprawie, więc muszę korzystać z urządzeń chłopaków, ale nie sprawdza się to dobrze w przypadku Dawida. O zgrozo, tyle gołych lasek na pulpicie to ja w życiu nie widziałem! Następnym razem pomyślę nim wezmę jakąkolwiek jego rzecz, bo Bóg jeden wie co on może z nimi robić. To Kubacki - a Kubacki + myślenie = nic dobrego. Na ekranie pojawia okienko logowania, więc  szybko wpisuję imię jego narzeczonej i rok jej urodzenia. Klimek nigdy nie był zbyt kreatywny, nie ma co się dziwić, że hasło to najprostsza linia oporu. Kilka chwil później włączam przeglądarkę i wpisuję odpowiednie frazy wyszukiwania. Otwieram kolejną kartę w celu poźniejszego sprawdzenia oferty, lecz nagle zamyka mi się przeglądarka i muszę robić wszystko od nowa. Szybko wchodzę w historię wyszukiwania, otwieram ponownie swoje karty, ale coś przyciąga moją uwagę. Mianowicie frazy wyszukiwania wczorajszego poranka: wszystkie dotyczące spraw rozwodowych, ślubu cywilnego... Dziwi mnie to, bo przecież Klimek planuje ślub kościelny, a i nie wydaje mi się, by potem chciał brać rozwód, bo szaleje za tą dziewczyną do granic możliwości.
- Nie śpisz? - głos Dawida wyrywa mnie z letargu i sprowadza na ziemię. Nieco zaczytałem się na temat unieważnienia ślubu, ale to raczej nie moja bajka, bo nie zrozumiałem nic a nic.
- Jak widać. - upijam łyka zimnej już kawy i spoglądam na Kubackiego. - Korzystałeś wczoraj rano z laptopa Klemensa? - pytam wprost. Może to Dawid ma przed nami jakieś ślubne tajemnice.
- Klemens wczoraj klepał w tego laptopa, pogadać z nim nie było można... A co?
- A bo... jakiś wirus mi wyskoczył, ale to w takim razie muszę z Klimkiem pogadać i zapytać co ściągał. - wybrnąłem. - Idziesz biegać?
- Mhm. Idziesz ze mną? - odpowiadam mu szybko, że nie mam ochoty, więc dał mi spokój i wyszedł z mieszkania. Wtedy na spokojnie mogłem zająć się swoimi sprawami, ale po głowie wciąż chodziło mi pytanie dlaczego Klimek szukał informacji o rozwodzie. I czy Lilianna ma coś z tym wspólnego?

Kwadrans po dziewiątej siedziałem już w towarzystwie Lilianny, która nie kwapiła się o dobry humor, aczkolwiek starała się tego nie pokazywać. Miałem ochotę zapytać ją wprost o jej relacje z Klemensem, ale byłoby mi potem cholernie głupio gdyby wybiegła ze łzami w oczach. Po prostu nie zniósłbym jej łez i tego, że zostały wywołane przez moją głupią ciekawość.
- Coś cichy dzisiaj jesteś. Boli cię coś? - pyta, biorąc do ust kęsa kanapki.
- Niewyspany po protu jestem. - mruczę, mieszając łyżeczką w kubku herbaty. - Pół nocy spać nie mogłem, bo bolała mnie głowa. Wstałem koło piątej, żeby się napić kawy i wziąć jakieś tabletki, ale niespecjalnie mi pomogły. - jakoś udało mi się skleić pierwszą lepszą bajkę i byłem z siebie naprawdę dumny, że nie poddałem się jej przenikliwemu spojrzeniu. - Posłuchaj... mam propozycję. - delikatnie się uśmiecham, widząc jak zastyga w bezruchu i przypatruje mi się z uwagą. - Idę dziś na trening popołudniu i pogadam z trenerem o kilku wolniejszych dniach i jeśli się zgodzi to zabieram cię na normalne zakopiańskie wakacje, a nie ciągłe siedzenie w naszym mieszkaniu.
- Ale... sami?
- No jeśli się mnie boisz to możemy zgarnąć ze sobą kilka osób, ale we dwoje też będzie fajnie. - zaśmiałem się.
- Nie no, nie mam nic przeciwko bycia tylko z tobą, ale całą ekipą byłoby weselej. - odparła, śmiejąc się. - Tylko pozostaje kwestia załatwienia całej wyprawy...
- O to się nie martw. Jak człowiek rano wstaje to daje radę ogarnąć wszystko.
- No to ogarnij jeszcze kilka osób. - mówi. - Nie żebym się ciebie bała... - puszcza mi oczko i wstawia brudny kubek z talerzem do zlewu. - Zajmuję łazienkę. - oświadcza i znika za drewnianymi drzwiami. Jeśli ją i Klemensa w przeszłości łączyło coś więcej, a on to schrzanił - to był zwykłym idiotą. Gdyby mi było dane być z taką dziewczyną jak Lilka to chyba bym nieba przychylił każdemu człowiekowi na świecie i cieszyłbym się z tego bardziej niż z ostatniej wygranej w zdrapce, która starczyła mi ledwie na dwa piwa.

Lilianna

- Postanowiłaś już co zrobisz? - pyta mnie siedząca obok Klara, a ja kręcę przecząco głową. Myślałam o tym cały wczorajszy wieczór, noc i poranek, ale nie wymyśliłam niczego sensownego. - Lilka?
- Może po prostu dam mu ten rozwód? Przecież między nami i tak już niczego nie będzie... On niech sobie ułoży życie z Agnieszką, a ja... ja w sumie nie wiem co ze sobą zrobię. Do Kołobrzegu już nie wrócę. 
- Jak to? Przecież kiedyś marzyłaś żeby się tam wynieść, żeby tam studiować... 
- Tak, ale... tęsknię za rodzicami, za resztą rodziny, za tutejszym klimatem.. Te wakacje u Krzyśka są tylko pretekstem do przyjechania tutaj. Tak naprawdę szukam małego lokum gdzieś na obrzeżach Zakopanego, bo nie stać mnie na razie na coś lepszego, ale jak na ten czas to brak ofert i przedłużam sobie pobyt..
- Może pogadaj z Krzyśkiem, że wracasz tu na stałe i na jakiś czas chciałabyś z nim pomieszkać?
- Jeszcze gdyby mieszkał sam to byłaby jakaś opcja. - przewracam oczami i zaczynam bawić się kawałkiem ciasta na talerzyku. - Ale Krzysiek mieszka z Dawidem i... Klimkiem. A ja nie mogę już na niego patrzeć. 
- Wiesz co, Lilka? Ja na twoim miejscu poczekałabym  z decyzją o rozwodzie. - patrzy na mnie, a w mojej głowie pojawia się jeszcze większy chaos. Oh, gdyby było to takie proste i nieskomplikowane. Dlaczego to ja zawsze muszę wpakować się w największą minę, a potem narzekać jak to jest mi źle, jak to ja cierpię. Moja głupota sięgnęła ponad poziom, gdy zgodziłam się wyjść za Murańkę. Jednakże nie sądziłam, że skończy się tak jak się właśnie skończyło. - Chłopak najpierw cię zwodził, potem zaciągnął do urzędu, a na sam koniec potraktował cię jak zwykłą, nie wartą grosza szmatę. Pokaż mu, że po tym wszystkim jesteś silniejsza, że chcesz zemsty i nie ulegaj mu. Ty cierpiałaś ostatnie dwa lata, a on w tym czasie zdążył zmajstrować dzieciaka i się oświadczyć. Lilka, schowaj dobre serce do kieszeni i pokaż pazurki, bo on wejdzie ci na głowę. Do ślubu już niewiele zostało i założę się, że Klemens będzie robił wszystko żeby wymusić na tobie szybki rozwód.
- Tak mówisz? - pytam z lękiem w głosie. Sama nie wiem co mam o tym myśleć, ale wydaje mi się, że Klara ma racje. Zawsze mi pomagała i radziła, więc tym razem pewnie też wiedziała co robi.
- Wierzę w ciebie mała. - daje mi kuksańca w lewy bok i zaczyna się śmiać. - A teraz dość o Klemensie. Opowiadaj co u ciebie!
- Krzysiek planuje zakopiańskie wakacje. - odpowiadam zgodnie z prawdą, a błysk w oku Klary mówi mi, że zaraz odbędzie się typowe przesłuchanie i wyciągnięcie relacji.
- Uuuuu....

Od autorki:
Może taki rozdział...nijaki, ale powoli wkraczam w fazę "dzieje się, dzieje" :D
Nie będę się tutaj rozpisywać. Jedynie dodam, że zapraszam na Johanna Forfanga .
Miłego wieczoru! :*

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział czwarty.

Lilianna

Spojrzenie Klemensa tkwiło we mnie niczym sztylet w świeżo zabitym zwierzęciu, a moje ciągle gdzieś uciekało. Pod powiekami czułam palące łzy, ale.. dlaczego? Jedna wzmianka o rozwodzie, a byłam w stanie rozbeczeć się jak dziecko. Natychmiastowo wróciły wspomnienia sprzed dwóch lat, gdy byliśmy zakochani w sobie po uszy i nie widzieliśmy poza sobą świata. Takie dwa zakochane w sobie szczeniaki, które ledwie ukończyły wymagany wiek upoważniający do wszystkiego, i bez namysłu popełniły masę błędów. 
- Powiesz coś w końcu? - odezwał się, wyrywając mnie tym z zamysłu. Spojrzałam na jego twarz, chciałam odnaleźć jakieś uczucie, cokolwiek, ale widziałam jedynie pewność na niej wypisaną i zaciętość w oczach. 
- Przez dwa lata łudziłam się, że w końcu się odezwiesz.. że może wtedy spróbujemy pogadać na spokojnie, bez wyrzucania sobie win. Ale spotykamy się teraz, zupełnie przypadkiem, a ty od razu przechodzisz do rzeczy. - powiedziałam. - Myślisz, że mam nerwy ze stali? Że choć minęło tyle czasu to potrafię patrzeć na to wszystko z góry i nie rozmyślać co mogłoby być gdyby nie stało się to co się stało? Nawet nie potrafisz spojrzeć mi w oczy i przeprosić z godnością, a jedynie wyskakujesz z rozwodem. - syknęłam. - Za to wszystko co mnie przez ciebie spotkało...gdybym nie miała uczuć i była zwykłą suką bez serca to już teraz Agnieszka widziałaby nasz akt ślubu, moją obrączkę i nagranie.
- Nagranie? - ożywił się.
- Tak, nagranie. Nie pamiętasz jak sam kazałeś swojemu przyjacielowi nagrywać naszą przysięgę, bo chciałbyś odsłuchać ją za kilka lat i powtórzyć mi ją przy blasku księżyca w naszą rocznicę? Byłeś cholernie romantycznym szczeniakiem, a ja głupia byłam na każde twoje skinienie... Ślub? Jasne, spoko. Kiedy, gdzie i o której? Byłam zwykła marionetką w twoich rękach, Klemens, a ty.. robiłeś ze mną wszystko co ci się żywnie zamarzyło. 
- Kochałem cię i dobrze o tym wiesz. - mruknął, odstawiając pustą szklankę po soku na stolik. 
- Mnie? A nie mojego bogatego ojca, który naobiecywał ci śliwek na wierzbie? 
- Gdyby tak było to nie ożeniłbym się z tobą.
- Ożeniłeś się ze mną właśnie po to, żeby tak było. - wtrąciłam się mu w słowo. - Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dostałeś to co chciałeś, a potem nagle zacząłeś wymyślać przeróżne problemy. A to wmawiałeś mi oglądanie się za innymi, a to nie mogłeś zboleć, że wychodziłam z przyjaciółkami na zwykłe zakupy... Nie byłam małpą do tresury i trzymania w klatce, a ty właśnie tak mnie traktowałeś.
- Bo chciałem dla ciebie dobra. Szczęścia. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało! - uniósł głos.
- Skodo chciałeś mojego szczęścia i dobra to po jaką cholerę zaciągnąłeś mnie do tego urzędu? Po co składałeś przysięgę skoro dwa tygodnie później ta zwyczajnie wypiąłeś się na mnie jak ja starego psa? Dobrze wiedziałeś co robisz. - syknęłam, patrząc mu w oczy. - Najpierw udawałeś kochającego chłopaka, a potem co? Pojawił się problem i już miałeś powód żeby się ode mnie odwrócić!
- Cały czas tym myślę, Lilka. - powiedział cicho. Jeśli chciał pokazać na swojej twarzy ból, albo chociażby jakiś jego cień, to najzwyczajniej w świecie mu to nie wyszło.
- Myślisz o tym.. - pokiwałam kpiąco głową. - A co ja mam powiedzieć? Wepchnąłeś mnie do łóżka swojego najlepszego kolegi tylko dlatego, że obiecał ci pożyczyć pieniądze na pieprzony obóz dla skoczków! Teraz gruchasz sobie w najlepsze ze swoją Agnieszka, a ja wciąż mam uraz do facetów. Nadal nie mogę zdzierżyć, gdy któryś z nich zaczyna mnie dotykać, bo wtedy widzę twarz tego sukinsyna i wszystko wraca!
- Lilka..
- Za ile żenisz się po raz drugi? - zapytałam.
- Trzy tygodnie. - odparł cicho. - Lilka, naprawdę zależy mi na szybkim rozwodzie. Może być nawet z mojej winy, ale niech tylko nikt się nie dowie o tym co było kiedyś i o tym co nas jeszcze łączy, proszę cię.. Ja...muszę się z nią ożenić, zrozum. - wyraz jego twarzy był tak błagalny, że przypominał mi typowego męczennika, który błaga o łaskę i darowanie życia.
- Musisz się z ożenić. - parsknęłam śmiechem. - Pamiętam jak dwa lata temu powiedziałeś mi to samo, bo byłam dla ciebie tak bardzo ważna, że nie chciałeś by ktoś inny mnie miał.
- Możesz przestać wyciągać przeszłość?!
- Pomyślę nad rozwodem. - powiedziałam. - Mam trzy tygodnie na decyzję, więc na pewno przez tyle czasu dojdę do właściwego rozwiązania. - wysiliłam się na uśmiech, po czym przerzuciłam przez ramię torebkę i popatrzyłam na przerażoną minę Klimka. - No co? Ja mam czas. A jak Agnieszka nie ma to bardzo mi przykro. Wzięła sobie faceta z żoną, więc niech nie liczy na szybki ślub i huczne wesele. - wysłałam mu buziaka w powietrzu, a następnie położyłam na stole kilka drobnych monet za swoje picie i zostawiłam go w głębokim osłupieniu. Kiedyś to on zabawił się moimi uczuciami, zmarnował mój czas oraz przeszłe dwa lata, które spędziłam na myśleniu o nim, o tym co było.. Teraz należy mi się coś od życia, a jemu przysługuje karma za to co było.. Teraz to ja dyktuję warunki, a Klemens.. no cóż. ..

Klemens

Mam trzy tygodnie na decyzję - te słowa huczały mi echem w głowie i przyprawiały o dodatkowe nerwy.Najpierw martwiłem się tym, żeby Agnieszka niczego się nie dowiedziała. Potem denerwowałem się jeszcze bardziej, bo zjawiła się Lilianna, a teraz.. teraz zaczną wypadać mi włosy z głowy i nabawię się marskości wątroby, bo ona ma trzy tygodnie na decyzję! Ja mam trzy tygodnie do najważniejszego dnia swojego życia, do cholery!  Co mam teraz zrobić? Powiedzieć prawdę Agnieszce? Przecież wścieknie się, że przez tyle czasu nie wspomniałem o tym nawet słowem, a raptownie kilkanaście dni przed naszym ślubem sobie o tym przypomniałem! Potem weźmie małego, wyniesie się nie wiadomo gdzie i zostanę sam.. Znowu! I po raz kolejny wszystko będzie moją winą!
- Co za spotkanie! - podniosłem głowę i zobaczyłem rozweselona twarz Klary, która niegdyś była najlepszą przyjaciółką Lilki i moją. - Kope lat, Klimciu. - podeszła bliżej i cmoknęła w policzek. 
- No sporo czasu się nie widzieliśmy. - przytaknąłem. - A ty nic się nie zmieniłaś.. jedynie kolor włosów inny. - zaśmiała się, siadając na miejscu Lilianny. 
- Ty też się nie zmieniłeś. No może troszeczkę wyrobiłeś sobie mięśnie, bo kiedyś biceps u ciebie nie istniał. 
- Dzięki. Nie ma to jak sypanie komplementów po tak długim czasie. - uśmiechnąłem się. - Napijesz się czegoś? - zaproponowałem. 
- Woda. Z cytryną i miętą. - powiedziała. Natychmiastowo przywołałem kelnerkę i zamówiłem wodę dla Klary oraz drugą kawę dla siebie. - Widziałam się z Jackiem. Wrócił na stare śmieci? -  na samo imię przez myśl przemknęły mi wydarzenia z tamtej nocy, kiedy tak po prostu oddałem Liliannę w jego ręce, bo zaoferował mi pięć tysięcy. Tamten okres był dla mnie naprawdę ciężki. W domu się nie przelewało, rachunek gonił rachunek, kredyt gonił kredyt, reszta rodzeństwa także potrzebowała pieniędzy na studia, opłaty, czy też zwykłe duperele. Dodatkowo musiałem, a raczej chciałem z ciekawości, jechać na obóz narciarski, gdzie miałby dobywać się zajęcia z samym Adamem Małyszem. Byłem pod ściana, a jedynym ratunkiem było.. Przecież sama się na to zgodziła! 
- Nie wiem, nie mam z nim kontaktu. - powiedziałem. Kelnerka przyniosła zamówienie i na chwilę przerwała dziwny nastrój, który zapanował między naszą dwójką. 
- Naprawdę? A myślałam, że po takim dowodzie przyjaźni będziecie już nierozłączni. - była wyraźnie zdumiona moją wypowiedzią. 
- Teraz ty chcesz mi wyrzucać wszystko co było? Lilka zrobiła to kwadrans temu, zmówiłyście się na mnie czy co?! 
- I dlaczego się unosisz? - zakręciła słomką w szklance wody i puściła mi oczko. Jak zawsze starała się brać każdego na swoje uwodzicielskie zachowania i słodkie słówka. W tym się nie zmieniła i raczej się nie zmieni do śmierci. - Nie wiedziałam, że Lilka wróci tu kiedykolwiek po tym co jej zrobiłeś. 
- Przyjechała na wakacje z tego co mi wiadomo. Do mojego kumpla w dodatku. - mruknąłem. - Nie zabiłem jej rodziny, więc nie wiem o wam chodzi! 
- Ale pchnąłeś ją w łapska napalonego idioty, który zgwałcił ją i ci za to zapłacił! Ożeniłeś się z nią, a tak naprawdę w ogóle jej nie kochałeś! Na sam koniec dobitnie jej powiedziałeś, że była tylko wakacyjną pomyłką, więc nie rób z siebie niewiniątka, bo tak naprawdę jesteś pieprzonym hipokrytą i egoistą! Jak możesz w ogóle patrzeć na siebie w lustrze, co? Nie wstyd ci, że kłamiesz i zgrywasz dobrego przed swoją nową narzeczoną? Jesteś zwykłym krętaczem, dupkiem i gdybym mogła to ucięłabym ci jaja za twój debilizm! 
- Jasne, a ona była święta, tak? Gdyby nie chciała iść z nim do łóżka to by mi powiedziała. - parsknąłem. Nerwy utrzymywałem już na naprawdę cienkiej czerwonej lince, która powoli się przecierała. Jeszcze moment, a naprawdę wybuchnę i wtedy nie zapanuję już nad żadnym słowem. 
- Poszła, bo była w tobie ślepo zakochana. - syknęła. - Gdyby tego nie zrobiła to.. przecież sam jej powiedziałeś, że jak tego nie zrobi to z wami będzie koniec. 
- Wiesz co.. mam dość tej chorej rozmowy. - odsunąłem się od stolika, po czym wyciągnąłem banknot i rzuciłem go na blat. - Zgadaj się z tą swoją Lilką, obróbcie mi dupę, ale dajcie mi święty spokój, bo nie dzierżę już ani jej, ani ciebie! - zerwałem z krzesła swoją pomarańczową bluzę, narzuciłem ją na ramię i zrobiłem krok w przód. 
- Schowaj swoją przemądrzałość do kieszeni, bo chyba zależy ci na swojej dziewczynie, prawda? - nonszalancko poprawiła się na krześle, obrzucając mnie chytrym spojrzeniem. Naprawdę nie miałem sił na odpowiedzenie jej. Po prostu wyszedłem i udałem się do swojego samochodu, po czym odjechałem z piskiem opon. 
Krzysiek

Oglądałem w spokoju telewizję, gdzie puszczali powtórkę z rajdu samochodowego, którego nie obejrzałem i bardzo zależało mi na dzisiejszej emisji, gdy nagle.. Trzask drzwi, szloch, łomot wywołany chyba przez rzuconą torebkę. Zerwałem się na równe nogi i wydarłem do korytarza jak oparzony, a tam zobaczyłem Lilkę siedzącą pod drzwiami wejściowymi i zalewającą się łzami. A gdzie podział się Klemens? Przecież sam zaoferował, że po nią pojedzie. A może tak naprawdę nie pojechał po nią? Może szła sama i ktoś zrobił jej krzywdę? A może sam Klemens dobrał się do jej majtek i... Stop Krzychu, zapędzasz się! 
- Lilka, co się stało? - ukucnąłem przed nią, na siłę zabierając jej dłonie z twarzy. - Coś się stało? Ktoś ci zrobił krzywdę? - naprawdę chciałem jej pomóc, nie chodziło tutaj tylko o zaspokojenie mojej ciekawości, która nasilała się z każdą chwilą, Chciałem wiedzieć, co takiego się stało, że teraz siedzi mi tutaj taka zapłakana. - Lilka.. - dotknąłem delikatnie jej ramię, gdy zaniosła się jeszcze większym płaczem, ale wyrwała się z uścisku i popatrzyła na mnie ze złością w oczach, a nawet.. przerażeniem?
- Zapytaj swojego pożal się Boże przyjaciela! - wykrzyknęłam, po czym podniosła się i zniknęła za drzwiami łazienki. Czyli jednak Klemens maczał w tym palce, bo przecież nie Kubacki. Kubacki zachowuje się przy niej jak łaskawy baranek i nie oczekiwałbym od niego jakichś gwałtownych ruchów wobec niej. Odkąd się tutaj zjawiła Klimek zachowywał się inaczej. Chodził poddenerwowany, ciągle miał z nią problem. Ich relacje wyglądały mi na podejrzane. Znali się od jakiegoś czasu, a teraz po prostu jedno nie mogło patrzeć na drugie.. Tak czy tak - muszę to wyjaśnić i dojść do prawdy, bo chyba dłużej nie wytrzymają ze sobą pod jednym dachem.

Agnieszka

- A co z suknią? Wypożyczasz ją w końcu, czy kupujesz? - zapytała mama, bawiąca się z małym Murańką na dywaniku. 
- Klemens powiedział, że decyzja należy do mnie, ale jeśli chciałabym ją kupić to jest skłonny dać mi na nią pieniądze. - odpowiedziałam, upijając łyk herbaty z miodem i cytryną. - Ale wiesz mamo.. odnoszę wrażenie, że on wcale nie chce tego ślubu.. Ciągle miga się od tematu, jak pytam go o zwykły garnitur to nagle wyskakuje mi z pretensjami, że go kontroluję, a ja.. Mamo, a jeśli on mnie zdradza? 
- Córeczko.. - zaśmiała się. - Klemens to najodpowiedniejszy chłopak dla ciebie. Odpowiedzialny, kochający, troskliwy.. gdyby tak nie było to płaciłby na małego miesięczne alimenty i odwiedzał raz na jakiś czas, a on chce z tobą założyć rodzinę, zapewnić mu dom i miłość. Klimek w życiu by cię nie okłamał, a co mówić o zdradzie! - machnęła ręką jakby to wszystko było najprawdziwszą prawdą. Tylko dlaczego zaczęły kłębić się we mnie jakieś dziwne przeczucia, że poniekąd mogę mieć rację? 
- Jesteś tego pewna mamo? - zapytałam z wyczuwalną niepewnością. 
- Ja tak, ale widzę, że ty nie. - kobieta podniosła się z podłogi, zostawiając bawiącego się Klimka Juniora i przysiadła się obok mnie na kanapę. - Agnieszka, ja wiem, że przed ślubem w głowie rodzi się tysiące scenariuszy, przeważnie czarnych, ale nie możesz wmawiać sobie wszelakich głupot, bo źle na tym wyjdziesz. Ufasz mu? 
- No... niby ufam. - schyliłam się by podać małemu zabawkę, ale i tak nie uniknęłam karcącego spojrzenia mamy. 
- Ty musisz być pewna swojego zaufania! W miłości nie istnieje słowo niby, zrozumiano? - przytaknęłam. W sumie mama zawsze miała rację i nosa do ludzi. Przecież Klimek mnie kocha i nigdy nie dał mi powodów do zazdrości, nie okłamał mnie.. Ufam mu bezgranicznie i wiem, że nigdy mnie nie zrani...

Od autorki:
Już czwóreczka, jeszcze trochę i będzie finał. Opowiadanie zbyt długie nie będzie, ale jeszcze się w nim troszkę wydarzy ^^
Pozdrawiam! ;))

środa, 15 lipca 2015

Rozdział trzeci.

Klemens 

Do kawiarni przybyłem o pół godziny wcześniej niż zaplanowałem spotkanie z Lilianną, ale tutaj było mi o wiele prościej zebrać myśli do kupy i nadać im sensu, niż tam łączyć myślenie z czułościami, na które Agnieszka miała dziś większą ochotę niż zazwyczaj. Wyszedłem wcześniej pod pretekstem awarii krzyśkowego samochodu, teraz będę wisieć mu całą skrzynkę piwa za krycie mnie przed własną narzeczoną, bo przecież nie powiem jej, że..
- Cześć. - szatynka rzuciła brązową torebkę na wolny fotel, a sama usiadła na drugim, naprzeciwko mnie. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Przez ową chwilę zdążyłem zauważyć, że nic się w niej nie zmieniło - wciąż miała ten sam błysk w oku, małą bliznę nad prawą brwią, którą zawdzięczała mi, a po ustach błąkał się nieśmiały uśmiech. 
- Coś państwu podać? - zapytała kelnerka, wyciągając notesik z kieszonki.  
- Kawa z mlekiem, podwójny cukier. - odpowiedziała Lilianna. 
- Dla mnie to samo. - dorzuciłem, a kelnerka obdarzyła nas uśmiechem i odeszła. - Słuchaj, bo... 
- Żenisz się. - pokiwała z uznaniem głową. - Gratulowałabym ci, ale okoliczności jakoś temu nie sprzyjają. 
- Lilka, proszę cię. - przewróciłem oczyma. - Chciałem pogadać na spokojnie bez kłótni i docinek. 
- Po dwóch latach ci się na to zebrało? - syknęła. Widziałem, że jest zła, albo nawet wściekła i gdyby nie ludzie i kodeks karny to najchętniej zabiłaby mnie na miejscu. - Wyjechałam, bo dałeś mi jasno do zrozumienia, że jestem twoim błędem życiowym, ale sądziłam, że ogarniesz w końcu swoje życie zawodowe i szybciej się do mnie odezwiesz, by zakończyć tę chorą sytuację. 
- Dobrze wiesz, że..
- Tak, że twoja kariera nabrała tempa, że Kruczek wybrał cię do kadry, bla, bla, bla. Cały czas słyszałam tę samą śpiewkę i już współczuję Agnieszce, że zgodziła się za ciebie wyjść. - złapała za ramię torebki, a ja za jej nadgarstek. Skoro przełamałem się na spotkanie i rozmowę to chciałem by już teraz się wszystko wyjaśniło, jednak ona nie miała zamiaru ze mną rozmawiać. Wyrwała dłoń z mojego uścisku i odeszła, a raczej wybiegła. A mi pozostało spuszczenie głowy na dół, bo znów zacząłem od dupy strony i kolejny raz nie potrafię czegoś załatwić.

Lilianna 

Słone łzy skapywały z moich policzków oraz utrudniały mi widzenie, dlatego wielokrotnie przepraszałam ludzi za to, że w nich weszłam, ale patrząc na moją zapłakaną twarz - chyba się nade mną litowali i jedynie kręcili głowami z uśmiechem. Pewnie myśleli sobie, że dopiero co pokłóciłam się z chłopakiem, albo okazało się, że jestem w ciąży i płaczę, bo to była wpadka. Ja sama nie znałam powodu swojego nagłego wybuchu łzami. Dwa lata temu obiecałam sobie, że nie będę płakać już za żadnym facetem, ani przez żadnego faceta i jak narazie dobrze mi to wychodziło. Tylko teraz znów w moim życiu pojawił się Klemens, wraz z nim przeszłość i kumulacja tego wszystkiego rozwalała mnie emocjonalnie i psychicznie. Widząc go w mieszkaniu Krzyśka i Dawida, jakoś łatwiej było mi zdzierżyć jego obecność właśnie w towarzystwie chłopaków.
Krzysiek:
Gdzie jesteś? Czego nie odbierasz i nie odpisujesz?
Lilka, odezwij się, bo się martwimy!
Wiadomość od Krzyśka sprawiła, że dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać gdzie ja jestem. Szłam przed siebie nie znając okolicy, jedynie mijając ludzi, sklepy, parki i domy. 
Lilianna:
Nie wiem.
 Krzysiek:
Jak to nie wiesz? Nie świruj.
Lilianna:
Jestem obok jakiegoś starego domu, naprzeciwko jest apteka, a metr dalej schronisko dla psów. 
Krzysiek:
Nie ruszaj się. Zaraz ktoś po ciebie pojedzie!
Usiadłam na krawężniku pomiędzy jednym drzewem, a drugim, po czym schowałam głowę w kolanach i jakoś starałam się opanować swoje emocje. Nie chciałam być zobaczona w takim stanie przez Krzyśka, czy Dawida, choć ten drugi raczej nie zwróciłby na to uwagi. Był zbyt wesołym i optymistycznym chłopakiem, by zwracać uwagę na takie głupoty, ale o Krzyśku tego powiedzieć nie mogłam, bo odkąd go znam, wiem, że nie da człowiekowi spokoju jeśli nie wyciągnie z niego wszystkich szczegółów. 
Minęło dobre dwadzieścia minut, gdy kila metrów ode mnie zatrzymało się białe Audi, a z niego wysiadł.. Klemens i szedł w moją stronę. Od razu w mojej głowie pojawiło się pytanie dlaczego to on, a nie ktoś inny po mnie przyjechał. Dlaczego musiał pojawić się akurat w tej chwili mojego życia, gdy najbardziej nie chciałam go widzieć!
- Krzysiek odchodził od zmysłów. - powiedział, więc spojrzałam na niego i zobaczyłam, że nie jest mu łatwo ze mną rozmawiać i przebywać w moim towarzystwie. - Dawid stwierdził, że pewnie szukasz już klubu na wieczór. - dodał. - Zaraz będzie chyba padać, więc chodź, zbieramy się do domu. - wyciągnął w moją stronę niepewnie rękę, ale poradziłam sobie bez niej i w kilka sekund uwinęłam się z dojściem do samochodu. - Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę chciałbym z tobą pogadać o tym co było. I co będzie. - powiedział już, gdy byliśmy w drodze do domu. 
- Możesz się tu zatrzymać? - wskazałam na drewniany szyld oznajmiający, że w pobliżu jest nieduża karczma. Klemens zajechał na średniej wielkości parking, zgasił silnik i opuściwszy auto, weszliśmy do środka lokalu. Całość urządzona była w góralskim stylu, więc od razu urzekło mnie to miejsce, bo od zawsze byłam zwolenniczką góralskich wystrojów wnętrz. - Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? - zapytałam, a ten skinął głową. - Dlaczego tak łatwo o mnie zapomniałeś i nie szukałeś mnie? 
- Lilka.. - westchnął. - Naprawdę musimy wracać do tego aż tak? 
- Jeśli mamy się dogadać w tej sprawie to tak; musimy. - syknęłam. 
- Szukałem cię. - odparł z pewnością w głosie. - Tydzień po twoim wyjeździe poszedłem do twojego starego domu, ale twoja babcia powiedziała mi, że nie chcesz mnie znać, że mam o tobie zapomnieć, bo wyjechałaś i już na pewno tutaj nie wrócisz. 
- Czemu ci nie wierzę? - zapytałam retorycznie. 
- Klara po jakimś czasie wygadała się, że wyniosłaś się aż do Kołobrzegu. - jeszcze miał czelność powoływać się na naszą wspólną przyjaciółkę. Prostak! - Byłem tam, ale ciężko jest znaleźć jedną dziewczynę pośród takiego tłumu, w dodatku nie wiedząc co się teraz z nią dzieje i nie znając nikogo kto może mi pomóc! 
- Przecież miałeś mój numer. - zauważyłam. 
- Nie miałem odwagi do kontaktowania się z tobą. I wydaje mi się, że gdybyś chciała sama żebym cię szukał to dałabyś jakiś znak. Cokolwiek.
- Może miałam ci jeszcze mapki rysować i wysyłać co tydzień pocztą? 
- Przestań. - tym razem to w jego głosie słychać było zdenerwowanie i złość. - Daj mi rozwód i zapomnijmy o sobie..

Od autorki:
Sprawa zaczyna się wyjaśniać. Ktoś zaskoczony? Ktoś przypuszczał, że Klimka i Lilkę będą łączyły ze sobą sprawy rozwodowe? ^^



środa, 8 lipca 2015

Rozdział drugi.

Klemens

Miewałem w życiu ciężkie poranki, które najchętniej chciałbym wymazać z pamięci, ale tak masakrycznie  ciężkiego poranka nie miałem chyba jeszcze nigdy w życiu. Nawet po nieprzespanych nocach, bo mojemu synowi wyrastał pierwszy ząbek albo dopadła go kolka i trzeba było uciszać go przez długie godziny nocne. Zimny prysznic nieco mnie orzeźwił i sprawił, że wyglądałem jak normalny człowiek z krwi i kości, a nie kościotrup, któremu stanęło krążenie. Tuż po wyjściu z toalety udałem się do kuchni na poranną kawę, z wielką nadzieją, że czeka już tam Dawid albo Krzysiek z przygotowanym śniadaniem. Byłem strasznie głodny i co chwilę mój brzuch o sobie przypominał. W sumie nie miałem nic w ustach od wczorajszej "kolacji" jaką była kanapka zjedzona na szybko przed wyjściem do baru. Żwawym krokiem wszedłem do salonu połączonego z kuchnią i stanąłem jak słup soli widząc krzątającą się Liliannę. Tylko jej brakowało mi dzisiejszego poranka.. 
- Cześć. - powiedziała cicho, stawiając na stole cztery kubki i dzbanek z kawą. 
- Cześć. - odparłem równie cicho i chłodno, sięgając po czerwony kubek w kropki i nalałem sobie do pełna kawy. 
- Nie wiedziałam, że wstajecie tak wcześnie, gdy macie wolne. - znów jej głos wdarł się do moich uszu. Usiadłem na barowym krześle, uprzednio dając jej odpowiedź na odczepkę i zająłem się przeglądaniem gazety, która była świeża jakiś miesiąc temu, ale żadnemu z nas nie śpieszyło się z wyrzuceniem jej. - Posłuchaj, Klemens... - zaczęła, ale wesoły okrzyk Dawida jej przerwał, a mi jego pojawienie się dało odrobinę rozluźnienia i zebrania myśli. We własnym mieszkaniu czułem się jak ogórek kiszony w małym słoiczku i tylko czekałem na jej wyjazd, który bądź co bądź nastąpić miał za kilka dni, ale skoro już tutaj była to musiałem się przełamać i w końcu poruszyć tematy z przeszłości. Tylko jak można patrzeć w oczy komuś, kto zrobił z ciebie skończonego kretyna, gdy ty starałeś się jak tylko mogłeś? 
- Słuchasz mnie w ogóle? - wrzask Kubackiego sprowadził mnie na ziemię. - Żresz, czy mam zjeść twoją porcję? - zapytał, szczerząc się do nakładającej mu jajecznicę szatynki. 
- Dzięki, nie jestem głodny. - mruknąłem wbrew swojemu brzuchowi, po czym zabrałem kubek i udałem się do swojego pokoju.

Lilianna

- To skoro dziś mamy wolne to może wybierzemy się na miasto? - zaproponował ochoczo Krzysiek. 
- Strzelnica, gokarty albo tani burdel. Co wolisz! - dorzucił od siebie Dawid. Śniadanie w towarzystwie tych dwóch facetów było o niebo lepsze niż zawsze, bo prawie przez cały czas się śmiałam i nie miałam nawet chwili na rozmyślanie o życiu, w którym nadal trwało kilka niedokończonych spraw i które musiałam wreszcie wziąć swoje ręce. 
- Chętnie, ale może jutro albo pojutrze. - powiedziałam, uśmiechając się. - Nie najlepiej się dziś czuje. Głowa mnie boli po wczorajszej imprezie i najchętniej to położyłabym się spać. - upiłam kilka sporych łyków przestygniętej kawy. - Ale wy śmiało możecie iść na miasto i dobrze się bawić. 
- Nie zostawimy cię przecież samej! - zaprzeczył Dawid. 
- Nie będę sama. Przecież Klemens jest w domu. 
- Klemens chodzi jak tykająca bomba od kilku dni. - powiedział brunet. - I pewnie zaraz wymiecie go do tej jego Agnieszki, bo się z tydzień nie widzieli. - dodał. 
- Ja tam mu się nie dziwię, bo jak sobie znajdę narzeczoną to też będę latał do niej jak pies. - zaśmiał się Dawid. 
- Narzeczoną? Klemens jest zaręczony? - bardzo dobrze to wiedziałam od naszej starej wspólnej znajomej, ale czasami trzeba było poudawać głupią, żeby się czegoś dowiedzieć. 
- Od jakiegoś roku, a za dwa miesiące mają brać ślub cywilny. - no proszę, tego akurat nie wiedziałam. - Rodzice ich cisną, bo mają dzieciaka, a nadal żyją sobie jak pączki w maśle. 
- A jak ma na imię ta dziewczyna? - zapytałam. 
- Kurde, widzę, że cię zaciekawił temat. Czyżby Klimek wpadł ci w oko? - zawył blondyn, a ja zareagowałam na to gestem popukania się w czoło. 
- Agnieszka. Ładna taka. - Biegun poruszał brwiami jak lisia podczas godów. - Gdyby nie to, że jest dziewczyną mojego najlepszego kumpla, to mogłoby być różnie. - zaśmiał się. 
- Czyli ja nie jestem twoim najlepszym kumplem?! - oburzył się Kubacki. W czasie gdy kłócili się o ten jakże błahy temat, ja zdążyłam ogarnąć stół po śniadaniu i powkładać naczynia do zmywarki. Skończyło się na tym, że obrażony Dawid pobiegł do łazienki z groźbą, że będzie prostował włosy dotąd aż spali sobie całą głową. Zaś Krzysiek fuknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym ubrał sportową bluzę na siebie i wyszedł z domu. Jeśli to były ich jedyne, "prawdziwe" problemy na co dzień to szczerze zazdrościłam im. 
- Gdzie chłopaki? - zapytał Murańka, opuszczając swoje terytorium, w którym zdążył zmienić wyciągniętą piżamę na koszulę i dobrze dobrane spodnie. Przez moment przemknęła mi myśl, że gdyby nie nasza głupota to teraz ubierałby się tak dla mnie. 
- Dawid właśnie popełnia samobójstwo, a Krzysiek odreagowuje biegając. - odpowiedziałam po chwili ciszy. 
- Popełnia samobójstwo? O co tym razem poszło? - parsknął śmiechem.
- Pokłócili się o to, kto jest tym najlepszym, najlepszym kumplem Krzyśka. 
- Coś nowego w końcu. - westchnął, schylając się po stojące buty. - Ostatnio ciągle żarli się o kabanosa w lodówce, który leży do tej pory i już się klei. 
- Już go nie ma. - powiedziałam. - Ktoś w końcu musiał go wyrzucić. - dodałam, patrząc na jego pytającą minę. - Padło na mnie. - mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. - A mam coś może przekazać chłopakom? 
- Nie... - zaprzeczył. - Chociaż gdyby ich interesowało gdzie jestem to pojechałem do Agnieszki. - wysilił się na wymuszony uśmiech, złapał klucze od mieszkania i wyszedł. To była nasza pierwsza najdłuższa rozmowa od tamtej pory, choć lepszym stwierdzeniem jest powiedzenie, że to była nasza (już) druga wymiana zdań od dwóch lat. 

Klemens

- Moja sukienka ma być skromna, ale ładna. Nie chcę wyglądać jak wieloryb w za bardzo rozkloszowanej, ale też nie chcę wyglądać jak ściśnięty baleron. - mówiła Agnieszka znad laptopa, na którym przeglądała strony z sukniami ślubnymi. Gdyby znała całą prawdę o mojej przeszłości to zamiast sukien szukałaby dobrych ofert na szybkie wakacje, byleby tylko o mnie zapomnieć i uciec jak najdalej. 
- To może weźmy ślub w normalnych dresach i wyciągniętych koszulkach. - nie wiedzieć czemu, ale te słowa przeszły mi przez gardło z trudem. Może dlatego, że...
- Od razu się rozbierzmy. Po co ubrania? - przewróciła oczyma. 
- Zasnął. - szepnąłem, patrząc na małego, a po chwili na Agnieszkę. 
- No to go połóż. - powiedziała i wróciła do przeglądania stron. Ułożyłem małego delikatnie na łóżku, po czym przemierzyłem drogę przez masę zabawek i usiadłem obok Agnieszki, która natychmiast zamknęła laptopa. - Pan Młody nie ma prawa widzieć sukien ślubnych. - powiedziała. 
- A nie tylko Panny Młodej w sukni? - uniosłem brwi w geście zdziwienia. 
- Głupi jesteś. - cmoknęła mnie w policzek, po czym się we mnie wtuliła. - Wiesz, Klemens... Chciałabym żeby nam się dobrze układało, żebyśmy mogli w przyszłości obchodzić złote gody i kochać się tak szalenie jak teraz.. - westchnęła. - Już nie mogę doczekać się naszego ślubu i gdybym tylko mogła przyśpieszyć czas to już byśmy byli małżeństwem. - zaśmiała się, delikatnie muskając moje usta. Uśmiechnąłem się przez pocałunek, bo sam nie mogłem doczekać się tego dnia, kiedy w końcu zostanie moją żoną, przyjmie moje nazwisko i w końcu staniemy się prawdziwą rodziną, ale teraz gdy pojawiła się Lilianna, a wraz z nią przeszłość, to jakoś niespecjalnie cieszyło mnie, że to coraz bliżej, bo nie wszystkie sprawy były wyjaśnione. - Zaraz wracam. - powiedziała, jeszcze raz cmokając mnie w policzek i wyszła z pokoju.

Klemens:
Spotkajmy się dzisiaj w kawiarni za rogiem naszego osiedla.
Czas w końcu pogadać...
Nacisnąłem przycisk "wyślij" i rzuciłem telefonem na blat stolika. Numer do Lilianny cały czas był na liście moich kontaktów, nie miałem nigdy odwagi, by go usunąć choć wiele razy myślałem sobie, że pewnie już dawno go zmieniła. Jednak wczoraj okazało się inaczej, gdy z czystej ciekawości - po pijaku - zadzwoniłem do niej z zastrzeżonego numeru, a ta odebrała. Jednakże teraz nie było czasu na wspominanie, bo trzeba było ułożyć w głowie logiczne i treściwe rozwiązania, adekwatne do naszej sytuacji..


piątek, 3 lipca 2015

Rozdział pierwszy.

Krzysiek

Po partii chińczyka, którą rzecz jasna przegrałem, zaproponowałem wyjście na miasto, lecz przenikliwy urok Dawida Kubackiego zadziałał na Lilkę, a ta uległa i zgodziła się zagrać jeszcze raz. Tak więc siedziałem znudzony jak mops na fotelu, z twarzą podpartą na dłoniach i obserwowałem ruchy przeciwników oraz Klemensa, który nie chciał z nami zagrać, a siedział przy wyspie w kuchni i zawzięcie o czymś myślał. Odkąd w mieszkaniu pojawiła się Lilka, Murańka stał się nieobecny, niedostępny i lekko zdenerwowany. Po niej nie widziałem aż takiego spięcia, ale również musiałem przyznać, że ona wcale nie była lepsza. Widząc Klemensa uśmiech znikał z jej ust, mniej mówiła. Znali się. Ale skąd? Przecież mieszkała na drugim końcu Polski! 
- Możemy już przestać grać w tego pieprzonego chińczyka? - zwróciłem się do nich, kiedy naszła moja kolej na rzut kostką. 
- Nie chcesz grać, bo przegrywasz? - Dawid idiotycznie się zaśmiał. 
- Bo mnie to nie jara tak jak ciebie. - odparłem z przekąsem. 
Kubacki przewrócił oczyma, zaś dziewczyna pośpieszyła mnie z rzucaniem, bo jedynie blokowałem kolejkę. Patrząc na ich wesołe twarze, złapałem w garść wszystkie swoje pionki, wrzuciłem je do pudełka i odszedłem od stolika, kierując się do kuchni po coś do picia. Wyciągnąłem szklankę z szafki, po czym nalałem do niej trochę gazowanego napoju i szybkim haustem opróżniłem całą zawartość. 
- Co robisz wieczorem? - zapytał Klemens, przymykając laptopa. 
- Masz jakieś propozycje? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. 
- Może by tak zrobić wjazd na chatę Maćkowi albo Miętusom? Ewentualnie pójść do jakiegoś klubu i dobrze się napić. 
- A ty nie miałeś dziś jechać do Agnieszki? - zapytałem.
- Miałem, ale zmieniłem zdanie, bo nie mam nastroju. - mruknął, sięgając po kubek nad moją głową, do którego miał zamiar wrzucić te swoje ziółka na lepsze trawienie. Ohydnie to śmierdziało, nie mogłem nawet przejść koło tego naparu, a on to bezceremonialnie pił i nawet się nie krzywił. Z nim coś ewidentnie było nie tak. 
- Widzę właśnie. - powiedziałem. - Zapytam Dawida i Lilkę czy chcą iść z nam. 
- Ona musi iść? - popatrzył na mnie z ukosa, w oczach kryjąc złość. 
- Wiem, że masz z nią jakiś problem, ale skoro jest gościem to tak, musi. - odstawiłem szklankę na blat szafki, po czym odwróciłem się na pięcie i spowrotem pojawiłem się w salonie.

Klemens

 - Trzy kieliszki czystej. - zwróciłem się do barmana, siedząc na wysokim krześle przy barze. Facet zrobił zamówienie dla dziewczyny siedzącej obok mnie, po czym zabrał się za spełnianie mojego życzenia. Od kwadransa to właśnie on był jedyną osobą, z którą jeszcze tutaj rozmawiałem, bo nawet chłopaki zbzikowali i zajęli się koleżaneczką Krzyśka. Ciekawe co by było gdyby o wszystkim wiedzieli.. 
- Stary, chodź do nas! - spojrzałem kątem oka na uśmiechniętego Dawida i pokręciłem głową. Nie zniósłbym patrzenia na nią jeszcze tutaj. I tak będę skazany na to przez kilka najbliższych dni, choć w głowie obmyślam chytry plan wprowadzenia się na ten czas do Agnieszki. Byłbym wtedy bliżej niej i małego, a to przecież same korzyści. - Przyszedłeś z nami, a nawet  nie chcesz chwili posiedzieć. - mruknął, zabierając gotowego drinka z lady. Wzruszyłem ramionami, opróżniając zawartość kieliszka. Gorzkawa ciecz przeleciała przez moje gardło zostawiając delikatnie palenie w przełyku, ale w żaden sposób nie pomogła mi zapomnieć o wszystkich problemach, o których teraz myślałem.
- Kto by pomyślał, że los nas jeszcze ze sobą zetknie. - usłyszałem donośne prychnięcie, gdy szedłem w stronę męskiej toalety.
- Kiedyś i tak musiałoby to nastąpić. - odparłem z przekąsem i chciałem ruszyć dalej, lecz zręcznie zastawiła mi przejście, a nie miałem zamiaru na przepychanki z napierającym tłumem. - Możesz się odsunąć? Chcę przejść.
- Boisz się, że komuś o tym powiem? - zapytała, mierząc mnie wzrokiem. - Spokojnie, nie jestem aż tak bezmyślna. W końcu sama w tym siedzę.
- Cieszę się. Mogę iść?
- Wydaje mi się, że powinniśmy wreszcie pogadać jak ludzie. W końcu teraz jesteśmy już dorośli, prawda?
- No to super czas i miejsce wybrałaś sobie na pogaduszki. - parsknąłem śmiechem. - Pogratulować gustu.
- Możesz zejść z tej ironii? Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie masz się czego obawiać, ale rozmowa nas nie ominie. Skoro już się spotkaliśmy to chyba trzeba pogadać i z tym skończyć albo chociaż zacząć działać w tym kierunku.
- No... Coś jeszcze? - przewróciłem oczyma. Jedyne co było mi potrzebne na ten wieczór to pogawędka z Lilianną - spełnienie marzeń i ukrytych pragnień w stu procentach. Ucieszyło mnie, kiedy odeszła w stronę chłopaków i w końcu dała mi spokój. Choć w głębi wiedziałem, że ten spokój trzymany jest teraz na naprawdę cienkiej, cienkiej lince..

_______________________________

Skoro jest wena to musi być rozdział. ^^
Na reszcie blogów zapewne coś nowego pojawi się w przyszłym tygodniu.
Jak się podoba rozdział pierwszy? ;)
Pozdrawiam i zapraszam na Stefana Krafta, gdzie jest już prolog - http://story-about-stefankraft.blogspot.com/ ;*

sobota, 27 czerwca 2015

Prolog

Krzysiek

Ledwie przespaną noc zawdzięczałem mojemu najlepszemu przyjacielowi - Klemensowi, który spędził prawie cztery godziny na rozmawianiu przez telefon ze swoją narzeczoną. Rozumiałem, że zakochanie i te sprawy wymagają dużo czasu, ale ludzie - ile można? Póki jest się kawalerem i nie ma się na głowie kredytu, ględzącej żony i mieszkania do utrzymania to trzeba korzystać ile wlezie. Na miejscu Murańki codziennie chodziłbym pijany, potem śpiewał menelskie serenady pod oknem narzeczonej, która wpierw wyrzuciła by mnie z mieszkania za smród i głupie zachowanie, a na samym końcu poszedłbym do najlepszego kumpla i wypił z nim za nowo odkryty talent wokalny.
 Lilianna:
Piszę do Ciebie chyba z dziesiąty raz. 
Żyjesz, czy mam zamawiać wiązankę? 
Krzysiek:
Umieram w męczarniach, które fundują mi dzisiaj koledzy.
Gdybym umarł to napisaliby w gazecie, nie martw się, słonko! 
Lilianna:
Nie martwię się. Chciałam jedynie się dowiedzieć,
czy nie zmieniłeś zdania i nie wyląduje na ulicy. 
Krzysiek:
Jak to na ulicy? Przyjechałaś? Kiedy? Dlaczego nic nie mówiłaś?!
Lilianna:
Poczekaj, wspomniałam o tym w PIERWSZEJ wiadomości do ciebie.
W kolejnych też poruszałam ten temat, ale jaśnie pan nie raczył 
ruszyć tyłka i tak wyszło, że nic nie wie.
Krzysiek:
Gdzie jesteś? 
Lilianna:
Stoję pod twoim blokiem. Mógłbyś po mnie wyjść. 
Odrzuciwszy na bok poduszkę z główką owieczki, telefon z podłączonymi słuchawkami i puste opakowanie po żelkach, ubrałem stojące w przedpokoju buty i opuściłem mieszkanie zamykając drzwi na klucz, bo jeszcze ktoś mógłby ukraść mi biednego Kubackiego, który z Murańką testował najnowszą grę na Xboxa. Czasami zastanawiałem się dlaczego tak naprawdę zgodziłem się na wynajem mieszkania wraz z nimi, ale potem przypominałem sobie, że w taki sposób nie byłem skazany na płacenie wszystkich rachunków na własne konto, bo oni także musieli wyrzucić trochę grosza z portfela. 
- Na miejscu pana Nowaka to wyrzuciłabym tych dzikusów natychmiast. - jęknęła staruszka ( ewentualnie największa plotkara w bloku ) stojąca na klatce.
- Dzień dobry. - ukłoniłem się z szerokim uśmiechem, i o tyle dobrze, że nie przylepiłem kurzu do szkliwa, bo pasta Colgate mi się skończyła. Pchnąwszy drzwi wejściowe, poczułem przeraźliwy ziąb panujący dzisiejszego dnia na dworze. Skoro nie miałem treningu to spędziłem pół dnia w łóżku, próbując odespać nieprzespaną noc, a drugie pół również zamierzałem spędzić w łóżku z jedzeniem i laptopem podłączonym do słuchawek, bo przecież tam nie dało się normalnie nic zrobić przez ich wrzaski, jęki, krzyki.. Ktoś, kto ich nie zna, od razu pomyślałby, że odbywają się tam homoseksualistyczne orgie, a mnie pewnie wziąłby za burdel tatę! 
- No proszę, żebyś się nie zgrzał. - głos szatynki wyrwał mnie z letargu, więc zwróciłem na nią spojrzenie i posłałem sarkastyczny uśmiech. 
- Na wakacjach nie narzekałaś na moją nagość. - odparłem, biorąc od niej torbę na ramię. 
- Bo miałeś się czym chwalić, a bawełnianą koszulkę widzę u każdego kogo spotkam. - wzruszyła ramionami i wskazała na domofon, na którym sekundę później wstukałem odpowiedni rząd cyfr. 
- Uważasz, że teraz nie mam? - zapytałem, przepuszczając ją w drzwiach. 
- Musiałabym zobaczyć. 
- W takim razie zapraszam; drugie piętro, drzwi numer cztery, od wejścia po lewo jest łazienka, więc z chęcią pokażę ci jaki mamy prysznic. - poruszałem brwiami z łobuzerskim uśmiechem, za co zostałem strzelony w tył głowy od Lilianny. - Uprzedzałem cię, że nie mieszkam sam. Nie uprzedzałem cię jedynie, że..
- Klemens, ty nawet wsadzić dobrze nie potrafisz! - krzyk Kubackiego rozniósł się po całej klatce schodowej. Szatynka przystanęła ze zdumienia, po chwili wybuchając śmiechem, a mi było cholernie wstyd, że ci idioci zawsze musieli zrobić coś w nieodpowiednim momencie. 
- Bo nie ma poślizgu! Gdyby poślizg był to wszedłby bez problemu! - tym razem to krzyk Murańki obiegł klatkę schodową. 
- Nie uprzedzałem cię jedynie, że mieszkam z kolegami. - pokręciłem głową z rezygnacją i przeskoczyłem dwa pozostałe schodki. Bałem się otworzyć mieszkanie, bo nie wiedziałem co mogę tam zastać. Byli zdolni na wszystko, o czym przekonałem się kilka dni temu, gdy wracając z porannego biegania wszedłem do swojego pokoju i zobaczyłem masę pluszaków, różowe firanki i dmuchaną lalkę przykutą do łóżka kajdankami z futerkiem. - Raz się żyje. - pchnąłem drzwi, zmrużyłem oczy jakbym oczekiwał zagłady, ale w mieszkaniu zrobiło się dziwnie cicho. Jednym okiem zobaczyłem jak Dawidowi opadła szczęka i oczy prawie wyszły z orbit. Klemensa nie miałem na widoku, ale musiał być czymś cholernie zajęty, że nie zwracał uwagi na blondasa. 
- Gamonie, to Lilianna. - powiedziałem, odstawiając jej torbę na podłogę. - Przyjechała do nas na... - podrapałem się nerwowo po karku, patrząc na nią i oczekując pomocy. 
- Na kilka dni. - szepnęła. 
- Przyjechała na kilka dni i mam nadzieję, że obejdzie się bez dzikich imprez, głupich żartów i tym podobnych. Rozumiemy... - w ostatnim momencie dostałem śledziem w twarz, gdy zobaczyłem Klemensa siedzącego w szafce pod zlewem. - Możecie mi powiedzieć co tu jest grane? - popatrzyłem na Kubackiego. 
- Przepycham rurę. - mruknął Murańka. 
- Przepycha rurę. - przytaknął blondyn. 
- Przynajmniej będzie wesoło. - dziewczyna poklepała mnie pocieszająco po plecach. W czasie, którym dałem Klemensowi na ogarnięcie zapchanej rury i swojego stanu osobistego, oprowadziłem Lilkę po mieszkaniu, cały czas tłumacząc co i jak, gdzie i kiedy. Kiedy wróciliśmy do kuchni Dawid parzył herbatę, zaś Klemens wychodził z łazienki susząc włosy ręcznikiem. I wtedy popatrzyłem na Liliannę, która patrzyła na Klemensa, a on patrzył na nią i całą trójką mierzyliśmy się wzrokiem. 
- To jest Lilka. - wtrącił się Kubacki, który burzą swoich włosów przysłonił mi cały świat.
- Wiem. - powiedział cicho Klemens. - Mieliśmy okazję się poznać...

Od autorki:
Moje ukochane trio, czyli Klimek, Krzysiu i Dawid. ♥ 
Prolog, którego pisać nie lubię i nie potrafię nadal, może za wiele nie mówić, ale.. będzie ciekawie.
Jeśli się spodoba - zostańcie i komentujcie!
Buźka ;*